Wiosna, przyjemna
pora roku. Jednakże rozpoczyna się szkoła, z czego wielu uczniów nie jest
zadowolonych. Do tej grupy należę Ja. Nazywam się Pauline Ishi. Jestem
pół-polką i pół-japonką. Moje zainteresowanie jest bardzie oryginalne, niż u innych.
Jestem mangowcem. Całkowicie inna niż Otaku. Niekiedy nazywają mnie
"Emo-chan", dlaczego? Mam długie czarne włosy, makijaż
charakterystyczny i wory pod oczami. Siedząc już drugi tydzień w szkole, mam
już dość. Każdy dzień jest identyczny. Codzienna rutyna doprowadza do
zniechęcenia. Zawsze kiedy o tym myślę, przewracam oczami. Na mój pech, który
stał się moim przyjacielem, padało. A mój geniusz zapomniał o parasolce. Idąc
powoli przed siebie w tym miłym deszczyku, znowu myślałam o swoim nędznym życiu.
Konkury i świadectwa z wyróżnieniami, lecz na rodzinie to wrażenia nie robi.
Byłam już cała przemoczona, kiedy w budynek po drugiej stronie ulicy uderzyła
błyskawica. Owy budynek stanął w ogniu. Pisknęłam ze strachu i przykucnęłam.
Tak zrobili również inni przechodnie. Przez moment byłam ogłuszona i ledwo
oceniałam sytuację. Kiedy oprzytomniałam, wpatrywałam się w ogień. Rozsiała się
panika. Ja natomiast wolałam się ulotnić. Kierowałam się w stronę domu, do
mojego "azylu". Byłam tylko dwie ulice od niego, lecz czekałam na
światłach. Światło zmieniło się na zielone. Przyjrzałam się bacznie czy nic nie
nadjeżdża. Westchnęłam i zrobiłam parę kroków do przodu. Nagle usłyszałam dźwięk
ciężarówki. Kierowca nie panował nad kierownicą. Czułam się jak w zwolnionym
tempie. Mrugnęłam i poczułam jednocześnie ból i chłód. Dopiero później poczułam
zimno asfaltu. Nic nie słyszałam, a mój wzrok szwankował. Widziałam ogień,
budynek i niebo ciskające gromy. Podbiegł do mnie jakiś kruczowłosy chłopak.
Wołał mnie, a ja powoli traciłam przytomność...
Czułam chłód i
strasznie silny wiatr. Otwarłam oczy i wszystko było nie wyraźne. Ból całego
ciała sprawiał, że nie mogłam nawet ruszyć palcem. Mruknęłam kilkukrotnie.
Obraz się wyostrzył. Otwarłam usta szeroko, a moje źrenice poszerzyły się.
Tnęłam przestworza, lecz to nie był mój świat. "Mój świat",
"moja Ziemia" nie jest tak zielona, tak zalesiona. Zamknęłam oczy i
czułam w nich łzy. Czekałam na śmierć. Na koniec. Czułam, że tracę świadomość.
Ni stąd, ni zowąd poczułam czyjeś dłonie, które załapały mnie jak "pannę
młodą", kiedy małżonek przenosi ją przez próg domu czy mieszkania.
Otwarłam oczy. Zobaczyłam blondwłosego mężczyznę w podeszłym wieku. Wołał mnie,
lecz ja go nie słyszałam. Ponownie zamknęłam oczy i straciłam przytomność.
Pierwsza rzecz jaką pomyślałam: umarłam, bo nic nie czułam...
Ból z grubsza
ustąpił, nie czułam już nigdzie juchy, natomiast czułam słodki zapach lawendy.
Moja babcia zawsze tak pachnie. Uniosłam w duchu ręce i dziękowałam Bogu za
życie. Uchyliłam lekko powieki i wpatrywałam się drewniany sufit. Taki, jaki
tworzyli ludzie z innej, starszej epoki. Podniosłam się z trudem. Miałam na
sobie całkiem inne ubrania niż pamiętałam. Przyjrzałam się sobie. Bandaże,
plastry i gazy. Zostałam profesjonalnie opatrzona. Podniosłam bluzkę, aby
podrapać się po brzuchu, gdyż lekko mnie tam swędziało. Moim oczom ukazała się
blizna. Przechodziła od prawej strony żeber, aż do lewej strony miednicy.
Zatkało mnie. Ktoś przeprowadził na mnie operację. Zasłoniłam brzuch i przygryzłam
wargę. Poczułam się dziwnie. Chciałam uciec, biec przed siebie w
nieskończoność. Zaraz. Dokąd miałabym uciec? Nie wiem gdzie jestem, kto mnie tu
przywlókł i kto zrobił mi tą operację. Siedziałam i z każdą chwilą czułam się
lepiej fizycznie, a umysłowo gorzej. Niech ktoś tu przyjdzie, bo zwariuje! -
krzyknęłam w duchu. Nagle drzwi do pomieszczenia zostały otwarte, a w progu
stanął blondyn. Był zaskoczony, lecz mimo tego się uśmiechał. Patrzałam na
niego jak idiotka.
-Dobrze, że się obudziłaś- skomentował.
Przytaknęłam lekko ruchem głowy.
Spojrzałam na tackę, którą trzymał w dłoniach. Znajdowały się tam nowe
opatrunki oraz środki, które były mi obce. Podszedł do mnie i przykucnął obok
tatami. Zaczął powoli i delikatnie zmienić mi opatrunki. Postanowiłam mu
zaufać, gdyż uratował mi życie. Krzywiłam się z bólu i ze szczypania.
-Ile...? Ile ja spałam ? - zapytałam
powoli.
-Tydzień - odparł szybko.
Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę.
Nagle wystawił palec przed moimi oczyma, co wybudziło mnie z transu. Mruknęłam
kilkukrotnie i na jego palcu pojawił się płomyk. Cofnęłam się instynktownie do
tyłu, lecz poruszenie sprawiło mi ból i
przewróciłam się.
-Nie bój się - powiedział. -Nie
skrzywdzi Cię.
Jego głos był tak miły i głęboki, że nie
mogłam oderwać wzroku od jego błękitnych oczu. Otwarłam oczy szerzej, kiedy
zaczęłam sobie przypominać co się stało.
-Wypadek...-szepnęłam.
-Ogień...ciężarówka.
-Może zaczniemy od tego jak się
nazywasz? Ja jestem Akme, Akme Aishitaru. Miło mi cię poznać - powiedział.
Nic mi nie przychodziło do głowy, jak uciec od tej sytuacji.
-Pauline... Watashi wa Pauline - powiedziałam
powoli.
-Nazwisko?
-Nie wiem, nie pamiętam.
-W takim razie, od dzisiaj twoje
nazwisko to Aishitaru. Musisz mieć, a jako głowa tego klanu, mogę dać ci je.
-Dziękuję, ale gdzie ja jestem? -
zapytałam patrząc z ukosa.
-Na skraju kraju Ognia - powiedział.
Tego dnia rozpoczęło się moje życie w
świecie Shinobi. Przez następne parę dni, może nawet tygodni uczyłam się
ponownie chodzić i poznawać ten wymiar. Wiedziałam o nim dużo z mangi, lecz to
była tylko mała wzmianka. Udawałam amnezje, aby nie dowiedzieli się, że nie
pochodzę stąd. Mogliby uznać mnie za wariatkę. Od znalezienia się tu, wszyscy
zwracają się do mnie Pauline, zwyczajnie. Pan Akme był dla mnie dobrym opiekunem. Jego rodzina
również mi pomagała. Żeby się im zrewanżować, starałam się pomagać w sprzątaniu,
gotowaniu czy opieki nad ich nieletnimi dziećmi. Tylko jedna rzecz była dla
mnie podejrzana. Nocami nie odczuwam nic, ani nie mam snów. Wszystko co cię dzieje
jest za mgłą. Nie wzięłam leków pewnego wieczoru. Udawałam, że śpię i
dowiedziałam się co ze mną robią. Chcieli mnie po raz kolejny poddać minie
jakiemuś satanistycznemu rytuałowi. Leżałam na ołtarzu i nie ruszałam się.
Nagle poczułam zapach tej szkarłatnej cieczy. Ryknęłam z bólu. Moja klatka
piersiowa miała za moment eksplodować. Kiedy wszystko ustało, a ja znalazłam
się we własnej podświadomości. Było ciemno. Byłam tylko ja i dziwna ciemność
przede mną. Nagle zaczęła wyłaniać się z niej wyłaniać sylwetka mężczyzny. Moją
uwagę przyciągnęły jego białe włosy, tatuaże i niesamowite oczy. Ta krwista
czerwień mnie onieśmielała. Również jego skóra była, a raczej jest strasznie
biała.
-Kim jesteś? -zapytałam.
-Bardziej odpowiednie pytanie to: co ja
robię w tobie? - powiedział nie zapytał.
-Gdybym wiedziała, to bym powiedziała -
prychnęłam.
-Jestem Lucyfer - odpowiedział w końcu.
- i wiem o tobie wszystko.
-Kiedy? Jak? Gdzie? - pytałam jak
idiotka.
-Wystarczy. Nie jestem debilem! Użyczę
Ci siły, lecz nie rób głupoty, jak to masz w swoim stylu - powiedział.
-Że co? - zapytałam z ukosa.
-Naprawdę jesteś idiotką - skomentował.
Otwarłam oczy. Wszystko było zniszczone.
Na odłamkach sufitu i innych gruzach leżały zwłoki. Zakryłam dłońmi usta i łzy
mimowolnie płynęły mi po policzkach. Dopiero teraz zauważyłam, że na mojej
prawej ręce znajduje się tatuaż. Obok leżał kawałek lustra. Wzięłam go do ręki
i przejrzałam się. Na mojej szyi znajdował się tatuaż. Wyglądał jakby obroża z
ciernia. Przełknęłam ślinę i wyrzuciłam szkło. Zacisnęłam mocno zęby. Siedziałam na
kolanach i płakałam.
-Ty ich zabiłaś - powiedział.
Podniosłam w głowę i spojrzałam na
Lucyfera. Jego oczy nie jarzyły się już tą straszną czerwienią.
-Jak -szepnęłam.
-Nie panujesz nad mocą, bo nie
pochodzisz z tego świata - wyjaśnił.
-To znaczy, że zostałam jakby opętana?
-zapytałam.
-Tak. Opętana przez moc - stwierdził.
-To co ja zrobię!? Przecież tak zginę w
tym świecie! - krzyknęłam.
-Nauczę Cię, tyle ile potrzeba -
powiedział.
Spojrzałam na niego zaszklonymi oczami. Jeśli
wie o mnie wszystko, to na pewno wie jaki jest tan świat.
-Wiem jak to zrobić. Na początek znajdź
swoje rzeczy i spal je, aby nikt nie dowiedział się skąd pochodzisz - wyjaśnił.
Kiwnęłam głową i wstałam. W ciągu kilku
godzin przeszukałam cały ten dom. Znalazłam pudło w pokoju tego chuja Akme.
Znajdowały się w nim zapiski i moje rzeczy. Prowadził badania nad nimi.
Wykonałam polecenie Upadłego Anioła i wszystko spaliłam. Przez moment
przeglądałam zdjęcia w komórce. Tęskniłam za rodziną, mimo tego jacy byli dla
mnie. Znalazłam inne ubrania, gdyż te były przesiąknięte krwią.
-Jeśli jesteś gotowa, wybieramy się do
Konohy - powiedział.
-Dobrze, ale w którą stronę? -
zapytałam.
Wskazał kierunek, a ja ruszyłam powoli.
-Z tego co wiem, są tam ludzie, którzy
Ci pomogą - wyjaśnił.
-Mogę zadać Ci pytanie?
-Mów.
-Dlaczego tak się o mnie troszczysz? -
zapytałam.
-Jeśli umrzesz, ja z tobą - powiedział.
-Jestem tak jak Kurama dla Naruto?
-Jestem tak jak Kurama dla Naruto?
-Tak, ale Kyuubi nie troszczył się o
niego. Tylko w wypadku narażenia życia. Tak w ogóle nie wyglądasz na "tego
Szatana", który jest przeciwnikiem Boga o ludzkie dusze.
-Jestem jego pracownikiem w Piekle.
Również jestem Aniołem, Archaniołem. Nazwałaś mnie Upadłym, lecz nie rusza mnie
to. Tacy ludzie są na "Ziemi" - wyjaśnił.
-Jeszcze jedno pytanie. Czy tylko ja Cię
widzę? - zapytałam ponownie.
-Tak i nie - powiedział.
-Dużo wyjaśniłeś - prychnęłam.
-Mogą mnie zobaczyć Ci, którzy używają
ocznych technik - dodał.
-Sharinngan, Bayakugan i Rinnegan -
powiedziałam.
-Więcej nie znasz? -zapytał.
-Nie - powiedziałam uśmiechając się do
demona.
Rozmawialiśmy
cały czas. Zatrzymywaliśmy się na noc w dziwnych miejscach, czy też bardzo
romantycznych. Spanie pod gołym niebem było przyjemne. O ile kiedyś wrócę do
siebie, zacznę spać w ogrodzie. Niestety pożywienia było mało. Widząc znak do
wioski ucieszyłam się, lecz po kilku krokach padłam jak długi na ziemię. Mój
organizm nie dał rady dalej funkcjonować. Białowłosy chciał mnie obudzić, ale
nie udało mu się. Ni stąd, ni zowąd usłyszałam inny głos. Otwarłam lekko oczy i
omal nie pisknęłam! Obok mnie stał Itachi Uchiha w stroju ANBU, co oznaczało,
że jestem jeszcze w przeszłości. Pomógł mi usiąść i podał mi wodę oraz coś do
zjedzenia.
-Jak się nazywasz? - zadał pytanie.
Jego głos wywiercił mi się w czaszce.
Pokręciłam głową i ugryzłam się w język.
-Pauline, mam amnezje - przyznałam.
-Skąd ta pewność?
-Bo nie pamiętam nic sprzed miesiąca.
Uratował mnie pan Aishitaru i dał mi
nazwisko. Nie wiem co działo się wcześniej - powiedziałam.
-Rozumiem, a dlaczego od niego odeszłaś?
- zapytał.
-Odpowiem, ale może dosyć tych pytań? -
spojrzałam na niego błagalnie.
-Dobrze- poddał się.
-On nie żyje. Cała jego rodzina też. Ja
ledwo uciekłam - skłamałam po części.
-Da się zrozumieć - skomentował.
Westchnęłam ciężko i oparłam się o
drzewo.
-Zbieramy się? - zapytał.
-Nie miało być już więcej pytań -
przyznałam błagalnie.
Zaśmiał się. Jego śmiech sprawił, że
zaczerwieniłam się. Szybko odwróciłam się i przygryzłam wargę.
-Wybacz, ale coś się stało? - zapytał
uśmiechając się.
Przytaknęłam ruchem głowy, lecz nie
spojrzałam na niego. Czułam się dziwnie. Tylko mangowiec, czy Otaku by tak
zareagował, gdyż bardzo mi się podobała jego postać. Kiedy wzięłam kilka
głębokich oddechów. Stwierdzałam, że mogę już iść. Ruszyłam wraz z nieziemsko
przystojnym Uchihą do wioski. Powiedział, że zaprowadzi mnie prosto do Hokage i
nie będę musiała się niczym martwić, gdyż postara się abym zamieszkała u niego.
Myślałam, że eksploduję! Moje oczy latały jak piłeczki, a moja twarz była
niesamowicie czerwona. Lucyfer jako obserwator
nabijał się ze mnie i mojego zachowania. Chciałam się do niego zwrócić,
lecz wtedy zobaczyłby, że coś ze mną nie tak. Demon aż się prosił, aby mu
przyłożyć. Nim się spostrzegłam moim oczom ukazała się Konoha. Wyglądała
cudownie.
-Piękny widok, nieprawdaż? - powiedział.
-Yhm - powiedziałam.
Westchnęłam
ciężko i spuściłam głowę. Mieli mi za niedługo grzebać w głowie i dowiedzieć
się coś o mojej amnezji. Bałam się jak nigdy. Nawet przed testem semestralnym
tak się nie bałam! Nie wiedziałam co mam robić trzęsłam się, co oznaczało, że
coś ukrywam. Przez głowę przechodziło mi tysiące myśli. Byłam dosyć nie wielkim
pomieszczeniu, którym było tylko krzesło, na którym siedziałam. Archanioł stał
oparty o ścianie po mojej prawej stronie. Nasza mnie myśl. On jest samym
Szatanem, więc może coś potrafi niż tylko ględzić.
-Potrafisz, zablokować moje wspomnienia?
– szepnęłam.
-Owszem i mam taki zamiar – powiedział.
Siedziałam już w milczeniu. W duchu
trzymałam kciuki, aby się udało. Przełknęłam ślinę, słysząc kroki na korytarzu.
Zbliżali się ci, który chcieli wiedzieć o mnie wszystko. Drzwi otwarły się
lekko. Spuściłam głowę, lecz widziałam wszystko przez grzywkę. Trzech mężczyzn.
Dwóch Shinobi, który byli jako obstawa i pan Yamanaka. Ma żonę i córkę Ino. Nie
podniosłam głowy dopóki do pomieszczenia nie wszedł Hokage. Oj, jak ja się
cieszyłam na jego widok. Zwłaszcza, że wiem jaki go los czeka. Usłyszałam
chrząknięcie białowłosego i spojrzałam na niego. Pokiwał przecząco głową. Moje
usta zmieniły się w kreskę.
-Możemy zaczynać? – zapytał Yamanaka.
-Hai- szepnęłam.
Mężczyzna położył dłoń na mojej głowie a
ja się wyprostowałam. Zerknęłam na demona. Położył mi dłoń na ramieniu.
-Może zaboleć- szepnęli niemal jednocześnie.
W sekundzie przeszył mnie dreszcz i ból.
Czułam się dziwnie. Zamknęłam oczy i zacisnęłam zęby. Moje ciało wykrzywiło się
w dziwny łuk. Migały mi przed oczami wspomnienia, które jednocześnie sprawiały
radość i cierpienie. Blondwłosy mężczyzna osunął się powoli na
cztery litery. Był przerażony. Spojrzałam na niego zakłopotana.
-Co się stało? – zapytał Hokage.
-Tej bariery nie da się pokonać –
wycedził.
-Dlaczego?
-Gdyż jest utworzona przez nieznaną nam istotę!
– wrzasnął, a ja wystraszyłam się.
-Dobrze. Przyprowadźcie tu Itachiego –
rozkazał dziadek.
-Hai- powiedzieli chórem Jounini.
Wszyscy oprócz Hokage opuścili
pomieszczenie. Spuściłam głowę i przysunęłam kolana bliżej siebie. Oparłam na
nim swoje czoło. Brązowowłosy przechadzał się po pomieszczeniu bez
najmniejszego celu.
-Wiem, że się boisz – odezwał się w końcu.
-Hai- szepnęłam.
Przywódca wioski podszedł do mnie i położył
mi dłonie na ramionach, co spowodowało że podniosła głowę. Oczy mi się zeszkliły
i po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Zawsze, ale to zawsze przypomniał mi
ojca, który jako jedyny był ze mną.
-Opowiesz co się stało? – zapytał.
-Hai, Hokage-sama- powiedziałam łkając.
-Zamieniam się w słuch.
Przetarłam łzy i uspokoiłam się.
-Zacznę od tego, że nie pochodzę stąd.
Nie z tego świata. W moim świecie, a dokładnie z „Ziemi”, wracałam ze szkoły do
domu. Miałam wypadek, dosyć sporych rozmiarów samochód uderzył we mnie.
Obudziłam się tu, spadając z nieba w tym dziwnym świecie… -odetchnęłam. –Przed śmiercią
uratował mnie Akme Aishitaru. Ufałam mu, a on mnie tak podle wykorzystał!
-Co się stało? – zapytał.
-Byłam poddawana rytuałom, przez które
teraz w moim ciele mieszka sam Diabeł! Moc jaką mi ofiarował, sprawiła, że nie
panowałam nad sobą. Choćby opanował mnie jeden z Bijuu. Wszyscy nie żyją.
Zabiłam ich. Żeby móc kontrolować tę siłę, muszę trenować. Przynajmniej tak
powiedział Lucyfer. Nie jest on bezduszny. Martwi się o mnie, ponieważ jeśli ja
umrę to on też – wyjaśniłam. – Nie chciałam nic mówić, bo myślałam, że uznacie
mnie za wariatkę!
-Jakie zatem jest twoje prawdziwe imię? –
zapytał.
-Pauline Ishi – przedstawiłam się.
Nastała cisza. Nie mogłam uwierzyć, że
mi uwierzył! Poczułam przypływ radości, który staranie ukryłam.
-Zrobimy tak: Itachiemu powiesz
dokładnie to samo. Jako gość w naszym świecie będziesz traktowana jako
księżniczkę. Spokojnie nauczymy Cię panowania nad Nim – zatrzymał się, próbując
przypomnieć sobie jego imię – Lucyferem. Jest tylko jeden mały aspekt. Musisz
mieć naszą opaskę i wykonywać misję. Ile wiesz o naszym świecie?
-Sporo, ale i to za mało – powiedziałam.
-Wiesz o grupie…
-Akatsuki? Wiem wszystko, a przynajmniej
tyle aby być szpiegiem – wyjaśniłam.
-Doskonale. Będziesz trenować z Jouninami
i Itachim, dopóki nie będziesz wystarczająco dobra. Później dokona się coś strasznego – wyjaśnił.
-Zagłada klanu Uchiha – powiedziałam.
-Wiesz?
-Tak wszystko co jest ważne, mogę
powiedzieć, że znam przyszłość – powiedziałam lekko.
-Nie możemy zakłócić przebiegu historii,
nawet ty tego nie zmieniaj – powiedział.
Rozległo się pukanie do drzwi. Zostały
one otwarte przez Uchihę. Ukłonił się i wpatrywał się we mnie.
-Itachi. Dostąpiłeś zaszczytu poznania
księżniczki z Ziemi. Ona nie pochodzi stąd – Hokage zaczął opowiadać całą
historię tak, aby nie zabrzmiało, że jestem wariatkom, ani on. – Twoim zadaniem
jest jej pilnować. Będziesz ją również trenował – dokończył.
-Oczywiście, to będzie dla mnie
przyjemność – powiedział i puścił mi oczko.
Zaczerwieniłam się w jednej chwili.
Szybko opuściłam głowę.
-Musisz postępować ostrożnie, gdyż Pauline boi się wszystkiego bo to dla niej obce. Uważaj – powiedział.
-Oczywiście, zatem zapraszam do mnie, Pauline-hime – powiedział i pociągnął mnie za nadgarstek.
Pociągnął mnie tak, że musiałam za
nim iść. Poddałam się nie chciałam
walczyć. Jednakże bałam się jutra …
Po prologu mogę stwierdzić, że pomysł ciekawy. Itachi za czasów ANBU aww :33 Ciekawi mnie co będzie działo się dalej C:
OdpowiedzUsuńNie, nie, nie! Taki szybki koniec? Powiedz mi, że szykujesz już następny rozdział? *-*
OdpowiedzUsuńHej
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do Liebster Award
Szczegóły u mnie :
http://okamicchi-story.blogspot.com/2014/03/liebster-award_8.html